Zdecydowaniei
na pewno nienawidzę gdy temperatura wynosi mniej niż 15
stopni.Zdecydowanie nie trawie zimy, jesieni i wszystkiego co niejest
wiosną ilatem. Z resztą Jasper i i 3 muszkieterowie (Nero, Misiek i
Szarlotka)podzielają moje poglądy. Mimo dosyć słonecznego dnia na
dworzebyło zimno. W łóżku, pod pierzynką i przy Jasperze byłomi
naprawdę dobrze. Czy ta przebrzydła Juki nie przyjmie tegodo
wiadomości? Tak trudno to zrozumieć? Ja lubię spać w soboty do 11.
Wsumie trzymam u nie w pensjonacie 2 konie, zajmuje u niej jeden pokój
złazienką,kradnę jedzenie z lodówki i przetrzymuję w domu wielką,czarną,
psią bestię.Cóż, co prawda czasem, a nawet bardzo często jejpomagam,
ale mimo wszystko karmienie koni to nie moja robota więc mogęsobie
dłużej pospać. Szkoda, że zawsze przypomina sobie o mnie w sobotyrano. A
więc było słońce, ale było też strasznie zimno. Ta kreaturawślizgnęła
się do mojego pokoju i jak gdyby nigdy nic zaczęła śpiewaćpieśni
pochwalne. Rozwodziła się nad sianem w stajni, nowym aparatem i ozgrozo o
łydkach własnego chłopaka. Ostatnia część wyprowadziła mnie zrównowagi
więc chcąc nie chcąc musiałam wstać. Jasper zapomniał,że powinien być
lojalnym partnerem i nawet nie ruszył się z łóżka, couznałam za przejaw
wrodzonego lenistwa. Gdy już się zwlekłam, umyłam iubrałam ruszyłam na
łowy. W lodówce znalazłamresztki wczorajszego
obiady autorstwa Przemka. Cóż ostatnio Jukiwspominała żeby lepiej nie
jadać potraw przez niego zrobionych. Nawszelki wypadek „danie”
zostawiłam w lodówce. Na drugiej półce leżałachyba, z naciskiem na chyba
kiełbasa. Trochę zielona, trochę biała. Cóżz pewnością ktoś powinien
zrobić w tej lodówce porządek. Zajrzałam natrzecią półkę i to co tam
znalazłam utwierdziło mnie w przekonaniu, żenależy wybrać coś z poza
lodówki. Ubrałam się i wyszłam do stajni.Zakradłam się do kawiarenki i zamówiłam sobie na dobry początek dnia jajecznicę i kawkę ;D Pośniadaniu
poszłam sprawdzić co w stajni piszczy. Wszystkie konie były napadokach
więc zawczasu przyniosłam sprzęt i szczotki Charlottesa. Gdywszystko
było gotowe poszłam do domu żeby się przebrać. Zwarta i godowa wróciłam do stajni. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Szarlotka stał już w boksie.
- Cześć skarbie – powiedziałam i weszłam do boksu ogiera. Dałammu
na dzień dobry marchewkę i chwilę pomiziałam. Rozochocony grzebał
mipyszczkiem po kieszeniach i wesoło parskał. Wyprowadziła ogiera z
boksu,przywiązałam i zaczęłam grzebać w tej przebrzydłej turkusowej
skrzynce.Tyle tam jest skarbów co w mojej kosmetyczce xD Naszykowałam
spreje imaści do pielęgnacji po czym spojrzałam zadowolona na ogiera. Jużnie
ra zprzechodził przez tego typu „tortury” więc patrzył z
niemałymprzerażeniem na to co na niego szykuję. Po wyczyszczeniu całego
ciała,wyczesaniu ogona i doprowadzeniu do stanuużywalności
kopyt zabrałam się za psikanie i smarowanie. Po pół godziniebył czysty,
błyszczący i niesamowicie niezadowolony. Poklepałam ogierapo szyi i
szybko osiodłałam. Wzięłam ogiera w „rękę” i poszłam do stajni klaczy. Tam na turkusowej skrzyni siedziała Juki z miną świadczącą o nie małym znudzeniu.
- Czy Ty tego konia szykowałaś na zawody? – spytała spoglądając na moją „maskotkę”
- Ja? No coś Ty! – odpowiedziałam i spojrzałam naCharlottesa, który stał z głową przy ziemi i strzelał w moją stronę oczami. Minę miał prześmieszną ;D
- A gotowa już jesteś przypadkiem?
-Tak!
A Ty gdzie masz swojego potwora? – powiedziałam i rozejrzałamsię po
stajni. Wtedy jak na komendę głowę z boksu wystawiła Pani Mroku. Jukiwstała,
zebrała swoje rzeczy i wyprowadziła klacz. Poszłyśmy z końmi namaneż i
dopiero tam wsiadłyśmy.Charlottes był wielce niezadowolony, żekoło niego
jakieś dziecko śmiga na hucule. Hucuł był wyjątkowo skocznytego dnia co
bardzo irytowało mojego ogiera. Wiadomo, że Szarlotka jestkoniem mało
cierpliwym więc zignorował fakt,że na nim siedzę i ruszyłgalopem na
przeszkodę, która była przeznaczona dla„rywala”. Pani Mrokurównież chcąc
się popisać ruszyła w ślad za Charlottesem.Obydwa konieskoczyły z
przesadnym zapasem, a hucuł się obraził.
- Wariacie, ty głupku mogłeś dziecku krzywdę zrobić –Skarciłam ogiera słownie i szybko go podporządkowałam. Jukiw
tym czasie walczyła z Panią Mroku, cóż klacz znowu stwierdziła, że
toona jest najważniejsza więc trzeba jej było przypomnieć kto jest kim. Po10
minutach klacz się przystosowała i mogłyśmy ruszać. Droga do lasubyła
dosyć błotnista jeśli można to tak ująć,ale dało się
przejechać.Wjechałyśmy w ciemną i błotnistą drużkę i skręciłyśmy w głąb
lasu. Dałamogierowi sygnał do kłusa i ruszył równym tempem. Pani Mroku
kłusowałaprzy mnie beztrosko parskając. Widać było, że cieszy się z
wyjazdu.Odjakiegoś czasu chodziła tylko skoki i ujeżdżenie więc
przyjemny wyjazdw teren był jej potrzebny. Charlottes jak na ogiera
przystałostwierdził, że tempo jest zbyt wolne i wyciągnął krok. Wsumie
przyspieszenie nie zrobiło mi różnicy więc pozwoliłam mu iść jakchce.
Postanowiłam poćwiczyć trochę kłus ćwiczebny więc przyjęłampozycję i
wyjęłam nogi ze strzemion. Juki w tym czasie pracowała nadkłusem
anglezowanym bez strzemion. Wjechałyśmy na polanę, która zwyklesłużyła
nam za naturalny maneż i rozdzieliłyśmy się.Juki
ze swoją babą pojechała ćwiczyć wyciągany kłus, a japostanowiłam
popracować nad galopem. Dałam Szarlotce sygnał i ruszyłrównym,
energicznym galopem. Skręciłam go w prawo, zrobiłam ósemkę poczym
wyjechałam na prostą i przyspieszyłam. Zrobiłam ciasny zakręt iskróciłam
krok. Następnie zrobiłam cztery ósemki . Za każdym razem ogierślicznie
zmieniał nogi. Pochwaliłam go i przeszłam do kłusa. Juki w tymmomencie
ćwiczyła lotną zmianę nogi, a ja ją podglądałam.Pani Mroku odczasu do
czasu zadzierała do góry głowę by zaraz po chwili znów jąopuścić. Gdy
Juki zorientowała się, że przestałam ćwiczyć podjechałado mnie.
- Wracamy i sprawdzamy tor do crossu? – spytała
-No
możemy – powiedziałam i ruszyłyśmy w drogę powrotną do LZ. Jakieś
500metrów od stajni wjechałyśmy na tor easy. Pogoda była nienajlepsza
więcnie chciałyśmy ryzykować. Objechałyśmy go by sprawdzić stan
przeszkód iczy tere nie jest zbyt podmokły. Wszystko było w porządku
więc pierwszapojechała Juki. Ja kłusowałam z boku na Charlottesie żeby
gorozgrzać.Przejazd Juki był czysty, a klacz zadowolona. Dałamogierowi
łydkę do galopy i ruszyliśmy na pierwszą przeszkodę.Każdąpokonał bez
problemu więc już po chwili stałam koło Juki. Czuć było,że konie mają
jeszcze dużo energii więc pojechałyśmy na prowizorycznytor wyścigowy.
Tam konie ruszyły galopem by później przejść w cwał. Podkoniec trasy
konie były zmęczone, ale zadowolone. Występowałyśmy jepodczas drogi
powrotnej do domu.
- Stara trzeba by zrobić zakupy i lodówkę wyczyści –delikatnie napomknęłam.
- Też zauważyłaś, że jej zawartość jest zielona? – spytała spoglądając na mnie
-No, tak jakby
-Tak
myślałam. Czyli wracamy i bierzemy się za robotę –odpowiedziała
gdywjechałyśmy do stajni. Po rozsiodłaniu i nagrodzeniu koni
poszłyśmystoczyć walkę z zieloną zawartością lodówki….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz