1 lutego 2014

Teren og. *Charlottes Web i kl. *Pani Mroku

Zdecydowaniei na pewno nienawidzę gdy temperatura wynosi mniej niż 15 stopni.Zdecydowanie nie trawie zimy, jesieni i wszystkiego co niejest wiosną ilatem. Z resztą Jasper i i 3 muszkieterowie (Nero, Misiek i Szarlotka)podzielają moje poglądy. Mimo dosyć słonecznego dnia na dworzebyło zimno. W łóżku, pod pierzynką i przy Jasperze byłomi naprawdę dobrze. Czy ta przebrzydła Juki nie przyjmie tegodo wiadomości? Tak trudno to zrozumieć? Ja lubię spać w soboty do 11. Wsumie trzymam u nie w pensjonacie 2 konie, zajmuje u niej jeden pokój złazienką,kradnę jedzenie z lodówki i przetrzymuję w domu wielką,czarną, psią bestię.Cóż, co prawda czasem, a nawet bardzo często jejpomagam, ale mimo wszystko karmienie koni to nie moja robota więc mogęsobie dłużej pospać. Szkoda, że zawsze przypomina sobie o mnie w sobotyrano. A więc było słońce, ale było też strasznie zimno. Ta kreaturawślizgnęła się do mojego pokoju i jak gdyby nigdy nic zaczęła śpiewaćpieśni pochwalne. Rozwodziła się nad sianem w stajni, nowym aparatem i ozgrozo o łydkach własnego chłopaka. Ostatnia część wyprowadziła mnie zrównowagi więc chcąc nie chcąc musiałam wstać. Jasper zapomniał,że powinien być lojalnym partnerem i nawet nie ruszył się z łóżka, couznałam za przejaw wrodzonego lenistwa. Gdy już się zwlekłam, umyłam iubrałam ruszyłam na łowy. W lodówce  znalazłamresztki wczorajszego obiady autorstwa Przemka. Cóż ostatnio Jukiwspominała żeby lepiej nie jadać potraw przez niego zrobionych. Nawszelki wypadek „danie” zostawiłam w lodówce. Na drugiej półce leżałachyba, z naciskiem na chyba kiełbasa. Trochę zielona, trochę biała. Cóżz pewnością ktoś powinien zrobić w tej lodówce porządek. Zajrzałam natrzecią półkę i to co tam znalazłam utwierdziło mnie w przekonaniu, żenależy wybrać coś z poza lodówki. Ubrałam się i wyszłam do stajni.Zakradłam się do  kawiarenki i zamówiłam sobie na dobry początek dnia jajecznicę i kawkę ;D  Pośniadaniu poszłam sprawdzić co w stajni piszczy. Wszystkie konie były napadokach więc zawczasu przyniosłam sprzęt i szczotki Charlottesa. Gdywszystko było gotowe poszłam do domu  żeby się przebrać.  Zwarta i godowa wróciłam do stajni. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Szarlotka stał już w boksie. 
- Cześć skarbie – powiedziałam i weszłam do boksu ogiera.  Dałammu na dzień dobry marchewkę i chwilę pomiziałam. Rozochocony grzebał mipyszczkiem po kieszeniach i wesoło parskał. Wyprowadziła ogiera z boksu,przywiązałam i zaczęłam grzebać w tej przebrzydłej turkusowej skrzynce.Tyle tam jest skarbów co w mojej kosmetyczce xD Naszykowałam spreje imaści do pielęgnacji po czym spojrzałam zadowolona na ogiera.  Jużnie ra zprzechodził przez tego typu „tortury” więc patrzył z niemałymprzerażeniem na to co na niego szykuję. Po wyczyszczeniu całego ciała,wyczesaniu ogona i doprowadzeniu do  stanuużywalności kopyt zabrałam się za psikanie i smarowanie. Po pół godziniebył czysty, błyszczący i niesamowicie niezadowolony. Poklepałam ogierapo szyi i szybko osiodłałam.  Wzięłam ogiera w „rękę” i poszłam do stajni klaczy.  Tam na turkusowej skrzyni siedziała Juki z miną świadczącą o nie małym znudzeniu.
- Czy Ty tego konia szykowałaś na zawody? – spytała spoglądając na moją „maskotkę”
- Ja? No coś Ty! :D – odpowiedziałam i spojrzałam naCharlottesa, który stał z głową przy ziemi i strzelał w moją stronę oczami. Minę miał prześmieszną ;D
- A gotowa już jesteś przypadkiem?
-Tak! :D A Ty gdzie masz swojego potwora? – powiedziałam i rozejrzałamsię po stajni. Wtedy jak na komendę głowę z boksu wystawiła Pani Mroku.  Jukiwstała, zebrała swoje rzeczy i wyprowadziła klacz. Poszłyśmy z końmi namaneż i dopiero tam wsiadłyśmy.Charlottes był wielce niezadowolony, żekoło niego jakieś dziecko śmiga na hucule. Hucuł był wyjątkowo skocznytego dnia co bardzo irytowało mojego ogiera. Wiadomo, że Szarlotka jestkoniem mało cierpliwym więc zignorował fakt,że na nim siedzę i ruszyłgalopem na przeszkodę, która była przeznaczona dla„rywala”. Pani Mrokurównież chcąc się popisać ruszyła w ślad za Charlottesem.Obydwa konieskoczyły z przesadnym zapasem, a hucuł się obraził.
- Wariacie, ty głupku mogłeś dziecku krzywdę zrobić –Skarciłam ogiera słownie i szybko go podporządkowałam.  Jukiw tym czasie walczyła z Panią Mroku, cóż klacz znowu stwierdziła, że toona jest najważniejsza więc trzeba jej było przypomnieć kto jest kim.   Po10 minutach klacz się przystosowała i mogłyśmy ruszać. Droga do lasubyła dosyć błotnista jeśli można to tak ująć,ale dało się przejechać.Wjechałyśmy w ciemną i błotnistą drużkę i skręciłyśmy w głąb lasu. Dałamogierowi sygnał do kłusa i ruszył równym tempem. Pani Mroku kłusowałaprzy mnie beztrosko parskając. Widać było, że cieszy się z wyjazdu.Odjakiegoś czasu chodziła tylko skoki i ujeżdżenie więc przyjemny wyjazdw teren był jej potrzebny. Charlottes jak na ogiera przystałostwierdził, że tempo jest zbyt wolne i wyciągnął krok.  Wsumie przyspieszenie nie zrobiło mi różnicy więc pozwoliłam mu iść jakchce. Postanowiłam poćwiczyć trochę kłus ćwiczebny więc przyjęłampozycję i wyjęłam nogi ze strzemion. Juki w tym czasie pracowała nadkłusem anglezowanym bez strzemion. Wjechałyśmy na polanę, która zwyklesłużyła nam za naturalny maneż  i rozdzieliłyśmy się.Juki ze swoją babą pojechała ćwiczyć wyciągany kłus, a japostanowiłam popracować nad galopem. Dałam Szarlotce sygnał i ruszyłrównym, energicznym galopem. Skręciłam go w prawo, zrobiłam ósemkę poczym wyjechałam na prostą i przyspieszyłam. Zrobiłam ciasny zakręt iskróciłam krok. Następnie zrobiłam cztery ósemki . Za każdym razem ogierślicznie zmieniał nogi. Pochwaliłam go i przeszłam do kłusa. Juki w tymmomencie ćwiczyła lotną zmianę nogi, a ja ją podglądałam.Pani Mroku odczasu do czasu zadzierała do góry głowę by zaraz po chwili znów jąopuścić. Gdy Juki zorientowała się, że przestałam ćwiczyć podjechałado mnie.
- Wracamy i sprawdzamy tor do crossu? – spytała
-No możemy – powiedziałam i ruszyłyśmy w drogę powrotną do LZ. Jakieś 500metrów od stajni wjechałyśmy na tor easy. Pogoda była nienajlepsza więcnie chciałyśmy ryzykować. Objechałyśmy go by sprawdzić stan przeszkód iczy tere nie jest zbyt podmokły. Wszystko było w porządku więc pierwszapojechała Juki. Ja kłusowałam z boku na Charlottesie żeby gorozgrzać.Przejazd Juki był czysty, a klacz zadowolona. Dałamogierowi łydkę do galopy i ruszyliśmy na pierwszą przeszkodę.Każdąpokonał bez problemu więc już po chwili stałam koło Juki. Czuć było,że konie mają jeszcze dużo energii więc pojechałyśmy na prowizorycznytor wyścigowy. Tam konie ruszyły galopem by później przejść w cwał. Podkoniec trasy konie były zmęczone, ale zadowolone. Występowałyśmy jepodczas drogi powrotnej do domu.
- Stara trzeba by zrobić zakupy i lodówkę wyczyści –delikatnie napomknęłam.
- Też zauważyłaś, że jej zawartość jest zielona? – spytała spoglądając na mnie
-No, tak jakby
-Tak myślałam. Czyli wracamy i bierzemy się za robotę –odpowiedziała gdywjechałyśmy do stajni. Po rozsiodłaniu i nagrodzeniu koni poszłyśmystoczyć walkę z zieloną zawartością lodówki….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz