1 lutego 2014

Teren 1

   
Rodzaj treningu: teren
Jeźdźcy i konie:
  • Juki i og.Abristar
  • Przemek i kl.Querelle Appui
  • Kumkusia i kl.Karmesse
Miejsce: las
Czas: 1h
Pogoda: słonecznie, lekki mróz, powiewa wiatr


- No idziesz ? Ile można czekać na te …… – spojrzał znacząco na stojąca obok Kumkusię, przestępowała z nogi na nogę ze zniecierpliwienia .
Odpowiedziała mu skrzywionym w grymasie uśmiechem.
- Idę, idę .. – odpowiedziałam z góry.
- Przecież wszystko poszło do prania więc co ? Nie miałam w co się ubrać ! – mówiłam zła schodząc po schodach .
- Nieważne . Wychodzimy . – zadecydował Przemek i otworzył przed nami drzwi frontowe .
Poszliśmy w ciszy droga do stajni. Okolica była paskudna. Brak śniegu pokazał szarość ziemi, zgniło brązowe liście których nie sprzątnęliśmy. Aż chce się przyspieszyć rozwijanie pąków, liści. Chcemy wiosny !
Zaszliśmy do stajni. Delikatne poparskiwanie, chrupanie siana, wylizywanie żłobu – oznaka skończonego śniadania koni.
- Ja biorę ogiera ! – zaakcentowałam towarzyszom. Oznaczało to, że oni biorą klacze lub wałachy których nie posiadamy xP Ew. innego ogiera na własną odpowiedzialność (nikt wolał nie ryzykować)
- Którego ? – spytał ,zrezygnowany na wstępie już, Przemek.
- Abriśka – dodałam z ogromnym uśmiechem. Mało co mi się wargi nie rozerwały na pół .
Kumkusia zaczęła się rozglądać po boksach, Przemek wyjrzał przez o okno.
- To ja biorę Karmesse – zdecydowała pierwsza Kumi .
- A Przemek weźmie Appui i pozamiatane – poszłam do siodlarni po sprzęt ogiera .
Blondyn stał dalej przy oknie, pewnie niemało sfrustrowany .
- Spoko… przyzwyczaiłem się. Zawsze za mnie wybierze . Nigdy nie wsiądę na Kalavi … – mruknął do siebie .
- Chciałbyś na nią wsiąść ! Marzenia ! – odkrzyknęłam mu z siodlarni szyderczo .
Rozeszliśmy się do koni. Niektóre zabawiały się na padokach inne na pastwiskach a jeszcze kolejne stały w boksie. Mój hasał sobie po padoku zaraz za stajnią. Gdy tylko wyszłam zza rogu i ukazałam się jego oczom zaczął wariować. Biegał wzdłuż ogrodzenia, strzelał barany, machał głową i oczywiście rżał.
- Abri ! – wrzasnęłam na niego .
Stanął jak wryty. Może nawet zdziwiony. Weszłam na jego wybieg i podpięłam uwiąz do kantara . Poprowadziłam go na stanowisko . Nie obyło się bez poszarpania. Jest jeszcze świeży u nas i niezbyt obyty. Ale zrozumiał od razu o co mi chodzi [nie wyrywaj się!] i uspokoił się.
Jest to typ nie należący do najczystszych po zejściu z wybiegu . Czyszczenia miałam co niemiara .
Przemek już siodłał Querelle a ja dopiero zabierałam się za kopyta. Abri co jakić czas okazywał mi duużo uczucia. Miział mi włosy, podszczypywał, lizał kurtkę lub po prostu pomrukiwał gdy coś przy nim robiłam. W końcu zarzuciłam siodło, podpięłam popręg i dołączyłam do tego wytok. Założyłam ogłowie i wyszliśmy przed stajnie. Kumkusia siedziała już na Karmi, Blondas coś tam regulował z ziemi przy Appui która bardzo widocznie okazywała znudzenie – spała.
Abri nie przejął się zbyt towarzystwem klaczy, stał grzecznie i cierpliwie znosił moje wdrapywanie się na grzbiet. Wyglądało to prze komicznie.
- Dobra… wszystko gotowe ? – spytał Przemek .
- Si
- No raczej ..
Ruszyłam przodem. Za mną Karmi z Kumkusią, na końcu Querelle pod Przemkiem.
Wszystkie 3 konie pierwszy raz wyjechały poza mury stajni, więc szły totalnie rozkojarzone.
- Ciekawe…- zaczęła Kumkusia
- Co ? – ah ta moja ciekawość xD
- Że są tu same gniade konie ! – zaśmiała się
- Emm… no ciekawe. Trzeba było Kube zabrać z Jocindem – wtrącił Blondas .
I po co on gada takie głupoty ? Mi od razu w głowie tworzy się zawiły, skomplikowany, trudny do ogarnięcia plan.
- A. Nie dzwonimy do niego ! O nie. Ma treningi, jazdy etc. więc raczej nie chce, żeby mu ktoś przeszkadzał .
- Buuu – zawyłam.
Rozkłusowaliśmy konie na krętych drużkach leśnych. Niektóre były na tyle wesołe i rozluźnione, że próbowały wysadzić swoich jeźdźców. Po jakimś czasie, bliżej nieokreślonym gdyż nikt nie patrzył na zegarek – proste, dobrze nam się jechało. Dojechaliśmy na polanę. To chyba jedyne złoto zielone miejsce. Gdzieniegdzie zalegał jeszcze śnieg. Polana była lekko podmokła, ale nie cała. Przez środek płyną strumyk – efekt roztopów.
- Pięknie…-wysyczałam.
- Któryś z nich przechodził kiedykolwiek przez wodę ?!– Kumkusia od razu zakapowała
- Nie – prosto i dobitnie, cały Przemek.
Podjechaliśmy obok siebie, równo i energicznie do płynącej wody. Nie był to głęboki nurt, tylko płytki strumyczek dający upust wodze z łąki.
Abri zrobił wielkie oczy, rozdął chrapy i parsknął mocno kilkakrotnie płosząc przy tym sąsiednie konie. Dawałam mu lekkie impulsy naprzód, oczywiście jako dumny ogier musiał pokazać kobietom jak się brodzi w wodzie. Najpierw wsadził nieśmiało jedno przednie kopyto. Zabrał je nagle z wody, zostawiając w górze. Wyglądał jak dziecko które oparzyło sobie palce i próbuje je ukryć. Pogładziłam go po szyi i znowu nakazałam „iść”. Na znak zawahania machnął kilka razy nogą w powietrzu aż w końcu opuścił w wodzie i wszedł dalej.
- Brawo malutki – pogładziłam go .
Przeszliśmy na drugą stronę bez incydentów. Za nami weszła Appui , strasznie przywiązała się do Gniadego i nie mogła wytrzymać po drugiej stronie bez niego. Za Appui poszła Karmi, sama przecież nie zostanie. Gdy już konie ochłonęły po tej małe przygodzie ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy obok siebie intensywnie rozmawiając o rodowodach naszych hanowerczyków w stajni. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że to nie są normalne konie – Krakatau ma siwą grzywę i ogon przy karej maści, Check Point zamiast mieć siwy łeb ma na pół brązowy. Rzeczywiście naturalny wygląd . Gdy tak rozmowa się toczyła my dotoczyliśmy się stępem do końca polany.
- Ej. Chyba trzeba te konie trochę zmęczyć. Spokojny, umiarkowany galop z powrotem, do strumyka ? – zaproponowałam
- No może być. Ale bez wygłupów ! – zaintonowałam Kumkusia
Zawróciliśmy i daliśmy koniom poszaleć. Najpierw mocno dawały, nie chciały zwalniać. Abristar galopował tak jakby był królikiem i skakał. Powoli opanowaliśmy ten szaleńczy bieg i zrobił się z tego jako taki galop. Do strumyka wjechaliśmy kłusem, kobyły oczywiście nie wjechały bo się bały. Dopiero jak zobaczyły Gniadego po drugiej stronie galopującego wbiegły i popędziły za nim. Zaczął się wyścig go ściany lasu. Ogiera nieźle nosiła energia. Co chwilę próbował czy aby na pewno trzymam go, jeśli nie droga wolna z łbem między nogi. W las wjechaliśmy kłusem, tam zwolniłam go do stępa i zaczekałam na resztę. Dojechali chwilę później, mocno zmachani i jeźdźcy i konie. Wracaliśmy inna drogą do stajni, w sumie trochę dłuższą.
- Pięknie .. kłoda ! – poinformowałam tych z tyłu.
- Skaczemy ? Czy przechodzimy ? – Kumkusia
- Skaczemy . – odpowiedział Blondyn – przynajmniej ja skaczę .
I wyjechał z tyłów, pogalopował obok nas prosto na kłodę.
Jechał spokojnym, wolnym galopem. Drzewo nie leżało wysoko, ale nie można było mówić, że jest nisko. Appui jest obyta z przeszkodami naturalnymi więc skoczyła to idealnie. Blondyn zwolnił ją za przeszkodą i postępował dalej do stajni.
Kolejna najechała Kumkusia z Karmi. Klacz rzadko jeździ w tereny ale nie bała się. Skoczyła w pełni zaufania swojej pani. Następnie pogalopowaliśmy my. Gniady nieźle się nakręcił, jemu to wszystko jedno czy kolorowy drąg czy obdrapane drzewo – ważne, że przeszkoda. Wybił się z mega zapasem aż poczułam, że łydki mi odlatują do tyłu. Pochwaliłam go i dojechałam do zastępu. Do stajni dojechaliśmy parę minut później. Ogarnęliśmy sprzęt i konie, które potem szalały jeszcze do wieczora na padokach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz