1 lutego 2014

Teren 2

Rodzaj treningu: teren
Jeźdźcy i konie:
Juki i kl.*Ants in my Pants
Kumkusia i og.*Charlottes Web
Przemek i kl.*Carte D’or
Jasper i kl.*Eclipse
Miejsce: las dookoła Liliowej Zatoki
Czas: 2h
Pogoda: słonecznie, ciepło, ok. 17′C, bezchmurnie

Słoneczko wyjrzało zza horyzontu dobre 30 minut temu, kogut sąsiadów piał w sumie niedawno co wskazywało na godzinę 6:20, zimno w pokoju nie ustępowało ciepłym promieniom słońca, nie było słychać jeszcze biegnących koni na padoki a ja wciąż leżałam okryta kocem po sam czubek nosa do czasu …
- Kochanie .. kiedy masz zamiar wstać .? – dobiegł mnie lekko ochrypnięty, cichy głos Blondasa. Szeptał mi do ucha.
- Na pewno nie w tym wieku ..
- To wstawaj bo już dobre 20 minut ta zza ściany się krząta i ubiera a więc zaraz wpadnie tu i … – urwał.
Otworzyłam oczy i zabrałam koc z twarzy. Spotkałam wzrok Przemka. Był równie przestraszony tą wizją, wizją wpadającej Kumkusi z poduszką do naszego pokoju, wskakującej na nasze łóżko .. lepiej nie kończyć tej historii bo dla nas na pewno kończyła się źle.
- Wstaje .! – krzyknęłam w wigorem i zrzuciłam koc na podłogę.
Równie szybko go zebrałam z ziemi co zrzuciłam – było mega zimno w pokoju.!
- Ona tu zaraz przyjdzie… wstawaj ! – powiedział stanowczo i sam się podniósł.
Wstałam, przeciągnęłam się i pozostawiłam zwinięty koc na łóżku.
Szafa – zagadka wszystkich kobiet, dlaczego jak zawsze rano ją otwieram jest inna .? Raz się z niej wszystko wysypuje, wypada aż na moje palce u nóg, a raz nic nie zechce wyjść z niej.? Nieodgadniona jak zawsze.
Tym razem pierwsze wypadły moje wczorajsze bryczesy, całe w błocie. Zaraz za nimi wylądowały białe konkursowe, jak miło.! Zajrzałam głębiej, po omacku wygrzebałam jakieś inne, stosunkowo nowe i do użytku publicznego bez wstydu.
Udałam się do łazienki gdzie było poustawiane chaotycznie różne kosmetyki i przybory higieniczne. Wśród nich wyszukałam i wzięłam moja pastę do zębów lecz nie widziałam szczoteczki. Wbiegła do pokoju Kumkusia.
- A. To twoje. – wręczyła mi ową szczoteczkę.
Nie ukrywając zdumienia mimowolnie otworzyłam usta jakbym chciała coś powiedzieć lecz odwróciłam się na pięcie i szybko umyłam zęby nie tracąc czasu. Z tego co zdążyłam zauważyć Kumi była już prawie gotowa do wyjścia. Przed wyjściem zaszłam jeszcze tylko do pokoju po sweter, nie ukrywając zachwytu gdy zobaczyłam mojego mężczyznę bez koszulki przebierającego się opuściłam dom. W stajni panował totalny nieład, stajenni kończyli sprzątać stajnie po porannym oporządzaniu koni. Miałam wielkie szczęście – Ants w boksie ! Dzięki wam o stajenni, oh dzięki.
Przyniosłam sobie cały sprzęt klaczy i ułożyłam go przy boksie na wieszakach. Przywiązałam ją przed boksem i zabrałam się za czyszczenie, czego nie było dużo. Szybko „odkurzyłam” ją włosianą szczotką, ogarnęłam posklejany ogon i poczochraną grzywę po czym zabrałam się za kopyta. Kumkusia już kończyła siodłać Szarlotkę – skąd ona ma tyle energii .? Już 4 dzień z rzędu trenuje i nadaj pełna zapału .! Jak również jej ogier.. niesamowite :)
Do stajni wtargnęli ubawienia po pachy chłopcy. Jakby czegoś się nawdychali .. może popalali sobie .? Może ..
- Mamy plan, kochanie .!
- No jaki Blondasku ..?
- Ja jadę na Karcie . A Jasper chce przewieźć tyłek na Eclipse. Może być .?
- Dla was wszystko . – uśmiechnęłam się lecz w duchu pomodliłam się o ich intelekt, aby częściej pracował i nie wyjeżdżał tak często na urlop.
Gdy wszystko i wszyscy byli ogarnięci ruszyliśmy przed stajnie. Tam sprawdziliśmy stan koni, ekwipunku i nas samych. No nie byłam pewna czy wszyscy są pełni władzy umysłowej dziś. Dosiedliśmy koni, i kuców, ruszając w las.
Przemek na swym szokująco wysokim „koniu” jechał pierwszy dumnie dosiadając klaczy. Carte nie była zadowolona z jeźdźca i pewnie planowała chytry plan pozbycia się go w najmniej spodziewanym momencie. Zmieszany Jasper jechał ostatni, może bał się nieco wielkiej shire i wolał nie ryzykować starcia z małą DRP .? My z Kumkusią oczywiście gadałyśmy jak najęte przy odgłosach jakiejś nędznej szarpaniny z mojego telefonu. Gdy wjechaliśmy głębiej w las Blondas postanowił poprowadzić zastęp nieco żwawiej. Rozkłusowaliśmy konie na leśnych dróżkach i drogach, szerszych i węższych miejscami.
- Uwaga .! – krzyknął Przemek z przodu. Wszyscy schylili się.
- Kur*aaa ! – dobiegł krzyk z samego końca. Automatycznie cały zastęp zwolnił, a nawet zatrzymał zobaczyć co się stało.
Jasper dojechał do nas zakrywając jedną ręką twarz, drugą bezsilnie hamując Eclipse.
- Pokaż. Co się stało .?! – podjechała do niego Kumkusia
- Dostałem … gałęzią w twarz.!! – zabrał dłoń.
Miał lekko porysowane poliki, zaczerwienione od zadrapań.
- Weź przestań, nic się nie stało .!! – prychnęła Kumkusia i odjechała.
Ruszyliśmy dalej. Tym razem prowadziłam ja na Ants. Teren zaczął się stopniowo lecz zauważalnie zmieniać. Nie było już prostych, trawiastych dróg lecz pofałdowane, pagórkowate i piaszczyste dróżki. Dałam sygnał do podkręcenia tempa. Przed nami wyrosła okazała górka, nie duża lecz stroma. Podjechaliśmy pod nią żwawym galopem, koniec mocno szły od zadu, zasadzając się za każdym niemalże skokiem. Dojechaliśmy prawie do szczytu, zaczęłam szukać oznak drugiej strony zbocza .. i szarpnęłam klacz za wodze. Ants mocno przysiadła na zadzie, lekko się wspięła i zatrzymała na krawędzi. Drugiej strony zbocza nie było .! Wyglądało jakby ktoś wyciął połowę górki. Ogromny bankiet u którego podnóża leżała ogromna piaskownica. Całe szczęście, Mrówka ma dobre hamulce. Obok nas zatrzymał się Charlottes Web, Kumkusia szybko zawróciła ogiera pod wpływem strachu przed krawędzią i zboczem.
- Stój .! – krzyknęłam do pędzącego Przemka na Carte D’or lecz ten oczywiście mało skapnięty za późno zareagował ..
Klacz osiadła mocno na zadnich nogach, wspięła się i stało się. Tylne nogi osunęły się po piaszczystym zboczu i zaczęła powoli zjeżdżać na zadzie. Na chwilę oderwali się od podłoża by upaść w głęboki piach u stóp wzniesienia.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz