Rodzaj treningu: skoki
Jeźdźcy i konie:
Juki i *Ants in my PantsJeźdźcy i konie:
Kumkusia i *Charlottes Web
Miejsce: duży parkur za stajnią
Czas: 1h
Pogoda: słonecznie, chłodny wietrzyk
Czas: 1h
Pogoda: słonecznie, chłodny wietrzyk
- Idę .!!
Z góry zbiegła Kumkusia. Naciągała na głowę sweter, miękki, w kolorze lila chociaż niektórzy mogą polemizować, że to róż. Sięga aż po sam podbródek, rękawy ma nawet za długie więc jej nosiciel nie odmrozi sobie rąk. Szyty starannie przez kobiety w górach, bo tam go nabyła gdy byłyśmy na 2-dniowych zawodach. Wtedy to zakopała nam się przyczepa i nie mogliśmy dotrzeć na zawody. Nie było fajnie, ale to przeszłość ..
- Gotowa – zameldowała się z zadowoleniem.
- Wychodzimy .! Blondas, szykuj obiad .! – dodałam na odchodnym i oddaliłyśmy się .
W stajnia jak zwykle ruch jak na Marszałkowskiej w Warszawie .. pełno jeźdźców, pełno ich rodziców, pełno psów rodzinnych i walającego się sprzętu. Normalka.
Ruszyłam przez zatłoczony korytarz próbując dotrzeć do środkowych boksów. Nie obyło się bez awaryjnej ucieczki w bok przed wyrywającą się Carte D’or. Mała dziewczyna szarpała i szarpała klacz a ta zawzięcie podkłusowywała byleby szybciej dotrzeć do boksu. W końcu dotarłam, po drodze jeszcze jakaś amazonka wyskoczyła nagle z boksu i wpadła na mnie z całym sprzętem. Nieprzyjemna sytuacja. Boks nr 14 – Mrówka. Wzięłam ze skrzynki przy boksie szczotki i wślizgnęłam się do boksu klaczy, najpierw gwizdnęłam żebym nie zarobiła od wystraszonego konia z kopa. Przywiązałam Rudzielca do kratek i zaczęłam czyszczenie. Kumkusia, hardkor, postanowiła najpierw wziąć cały osprzęt i z nim wędrować przez korytarz. Na szczęście stała już w boksie obok, u boku Szarlotki cała i zdrowa. Ants była w miarę czysta, bez zbędnego szorowania i pieszczenia zgarnęłam z jej sierści kurz, piach etc. Przeczesałam schludnie grzywę i rozczesałam długi, bujny i piękny ogon. Uwielbiam tego konia, każdy jej milimetr .! Kopyta jak zwykle czyste, nie wiem jak ona to robi ale nigdy nie miała kamyczka nawet w strzałce. Zarzuciłam błękitny czaprak, podkładkę żelową i na to siodło. Dopięłam do niego napierśnik i założyłam ogłowie. Dziś dostała swoje własne, nowiutkie wędzidło. Oliwkowe, łamane z rolkami. Teraz na takim będziemy się wozić. Na nogi nałożyłam ochraniacze, pełne z żelem. Wszystko na swoim miejscu. Podrapałam klacz po szyi, uszach i pocałowałam w chrapy. Zajrzałam do boksu obok. Kumkusia była przytulona w najlepsze do Charlottesa i mogło by się wydawać, że zaraz uśnie i osunie się na siano.
- Gotowa, księżniczko .?
- A …. – odkleiła się od ogiera, przetarła oczy – jasne
Złapałam wodze klaczy, odpięłam ją, wzięłam moje rzeczy i wyszłyśmy.
Większość ludzi ze stajni wyszła na zewnątrz. Teraz zaczynają się jazdy więc cała publika poszła obserwować poczynania pana Trenera [Kuby] i jego podopiecznych. My udałyśmy się na ogromny maneż, z naszymi najbardziej kolorowymi i okazałymi przeszkodami. To najnowsze drągi i stojaki, miesiąc temu kupione więc kolory żywiutkie.
W stajnia jak zwykle ruch jak na Marszałkowskiej w Warszawie .. pełno jeźdźców, pełno ich rodziców, pełno psów rodzinnych i walającego się sprzętu. Normalka.
Ruszyłam przez zatłoczony korytarz próbując dotrzeć do środkowych boksów. Nie obyło się bez awaryjnej ucieczki w bok przed wyrywającą się Carte D’or. Mała dziewczyna szarpała i szarpała klacz a ta zawzięcie podkłusowywała byleby szybciej dotrzeć do boksu. W końcu dotarłam, po drodze jeszcze jakaś amazonka wyskoczyła nagle z boksu i wpadła na mnie z całym sprzętem. Nieprzyjemna sytuacja. Boks nr 14 – Mrówka. Wzięłam ze skrzynki przy boksie szczotki i wślizgnęłam się do boksu klaczy, najpierw gwizdnęłam żebym nie zarobiła od wystraszonego konia z kopa. Przywiązałam Rudzielca do kratek i zaczęłam czyszczenie. Kumkusia, hardkor, postanowiła najpierw wziąć cały osprzęt i z nim wędrować przez korytarz. Na szczęście stała już w boksie obok, u boku Szarlotki cała i zdrowa. Ants była w miarę czysta, bez zbędnego szorowania i pieszczenia zgarnęłam z jej sierści kurz, piach etc. Przeczesałam schludnie grzywę i rozczesałam długi, bujny i piękny ogon. Uwielbiam tego konia, każdy jej milimetr .! Kopyta jak zwykle czyste, nie wiem jak ona to robi ale nigdy nie miała kamyczka nawet w strzałce. Zarzuciłam błękitny czaprak, podkładkę żelową i na to siodło. Dopięłam do niego napierśnik i założyłam ogłowie. Dziś dostała swoje własne, nowiutkie wędzidło. Oliwkowe, łamane z rolkami. Teraz na takim będziemy się wozić. Na nogi nałożyłam ochraniacze, pełne z żelem. Wszystko na swoim miejscu. Podrapałam klacz po szyi, uszach i pocałowałam w chrapy. Zajrzałam do boksu obok. Kumkusia była przytulona w najlepsze do Charlottesa i mogło by się wydawać, że zaraz uśnie i osunie się na siano.
- Gotowa, księżniczko .?
- A …. – odkleiła się od ogiera, przetarła oczy – jasne
Złapałam wodze klaczy, odpięłam ją, wzięłam moje rzeczy i wyszłyśmy.
Większość ludzi ze stajni wyszła na zewnątrz. Teraz zaczynają się jazdy więc cała publika poszła obserwować poczynania pana Trenera [Kuby] i jego podopiecznych. My udałyśmy się na ogromny maneż, z naszymi najbardziej kolorowymi i okazałymi przeszkodami. To najnowsze drągi i stojaki, miesiąc temu kupione więc kolory żywiutkie.
- O. Ulka.! Pomożesz .? – właśnie szła nasza stajenna. Wypędziła wesołą gromadkę na padok.
- A co mam zrobić, szefowo .?
- Poustawiasz nam parkur. – pokazałam jej plac, masę przeszkód.
W tym czasie gdy ona ustawiała nam przeszkody my podopinałyśmy wszystko i zaczęłyśmy stepować, przy okazji dokładnie objeżdżać i odczulać konie na żywe kolory. Żywa Urszula szybko sobie poradziła z układaniem i równie szybko zniknęła w stajni.
Ustaliłyśmy z Kumkusią, że robimy rozgrzewkę, każda jeździ w inną stronę i przez 25 minut wozi się po swojemu. Tak więc zaczęłam wyginać Ants przy zakrętach. Klacz szła trochę sztywno lecz jak to ona, zawsze chętnie i z sercem. Przez pierwsze 5 minut stępa tylko ją wyginałam na łydki, nie zbierałam jej jeszcze. Po tych 5 minutach, co przeliczało się na 5 kółek, powoli zaczęłam nabierać wodzy. Lekko naparła na wędzidło i zadarła nieco łeb, lecz po chwili rozluźniła się i zeszła w dół z głową. W naszą stronę zbliżał się Charlottes pod Kumkusią. Ten pan już dawno zszedł z głową, pełen luzik i zaczął pracować nad zebraniem z tego co zauważyłam. Gdy mijaliśmy się wielce skupiony ogier parsknął i kwikną do Mrówki. Ta odpowiedziała jednym krokiem hiszpańskim [ wyrzuciła lewe kopyto prawie pod pysk], i chciała go podgryźć w zad ale przewidująca jaki dała łydkę i ruszyłyśmy kłusem zebranym. Zła jak osa Ants wypruła do przodu, chcąc okazać swoje niezadowolenie podrzuciła lekko zad.
- Uspokój downa księżniczko .! – i poprosiłam o zebranie.
Zeszła, podstawiła się i wyrównała tempo. Przez 10 minut kłusa zrobiłyśmy w każdym narożniku wolte, serpentyny przez środek i przekątne w roboczym. W końcu zrobiła się przepuszczalna.
Z narożnika zagalopowanie, trochę z „wyskoku” ale Mrówka ma dużo energii i zapału. Pogalopowałyśmy w obie strony. Na dłuższych odcinkach wyciągniętym, na krótszych skracałam ją. Szła genialnie, chętna, nie do pchania czy hamowania, w idealnej równowadze i skupiona tylko na mnie. Mimo że na przeciwległej ścianie galopował ogier.
- Dobra. My jesteśmy już gotowi – krzyknęła Kumkusi i zjechała do środka, zatrzymując tam Szarlotkę.
Dojechałam do niej i stanęłam naprzeciwko.
- Skaczemy najpierw nr 2.
- Bo .?
- Bo to stacjonata 40 cm.
- Dobra. Ale ja potem jadę na 1. ^^.
- Okey .. xP Jade pierwsza .!
I ruszyłam. Najechałam spokojnym kłusem na 2. Skoczyła bdb. W ślad za mną ruszyła Kumkusia i wraz z ogrem pokonała perfekcyjnie przeszkodę, dalej najechali na 1 (okser 50 cm) i to również skoczyli bdb.
Skoczyliśmy to jeszcze raz, i można powiedzieć, że na tym skończyła się rozgrzewka.
- Ja skacze od 1 do 4, Twoje są od 5 do 7 przeszkody .!
I zaczęłyśmy skakać. Podniosłam 1 i 2 do góry o kilka oczek. Kumkusia również podniosła swoje drągi.
Najechałam na mini parkur z 4 przeszkód. Na jedynkę najechałam ponownie kłusem. Skoczyła wzorowo, dalej galopem na 2 która znajdowała się 4 fule dalej. Lekki zakręt i 2 pokonana. Była to stacjonata 60 cm. Kolejno tripplebare 50-60-70 najechane pod kątem. Ants postarała się i wyratowała. Pięknie . Ostatni to rów z wodą o szerokości 50 cm. Nowość na naszych treningach. Poczułam jak Ants zawahała kroku, lekko zwolniła i czekała na moją reakcję. Dałam mocny sygnał, elektryczną łydkę i klacz aż wyrwała mi się spod wodzy. Dojechałyśmy ekspresyjnie, sam skok był dość płaski, jak na rów przystało, i równie dynamiczny odjazd. Poklepałam Mrówkę i pojechałam jeszcze raz ten parkur. Pokonała go jeszcze lepiej niż poprzednio. Zwolniłam i wyjechałam na ściany. Poobserwowałam sobie skoki Szarlotki z Kumkusią. Najeżdżali właśnie energicznie, pełni zapału i zaciętości, na oksera 120 cm. Jego muskularny zad napiął się gwałtownie i wyrzucił ogiera ponad przeszkodę. Wylądowali, Izabel machnął mocno ogonem i z „wyskoku” odgalopował. Kolejna przeszkoda – triplebarre 110-120-130 oddalona o 4 fule. Kumkusia najpierw trochę przytrzymała konia aż w pewnym momencie puściła go a ten aż wspiął się lekko i doskoczyła do tripla. Przechrunął parę centymetrów nad ostatnim drągiem, poprawił zadem i już byli daleko.
- Występujemy je w lasku .?
- Okey .
To były ich ostatnie skoki na dziś. Dziewczyna zwolniła spienionego ogiera tuż obok mnie i wyjechałyśmy razem w las.
- Świetnie wam idzie .! Oj kobieto. Złoty koń – pochwaliłam parę.
- Dzięki .! Wam też całkiem całkiem. Jeszcze trochę a WKKW będziecie chodzić razem z nami xD
- Fajnie by było. XP
Pojechałyśmy do ogromnej polany i z powrotem. Konie wyschły, odprężyły się i odpoczęły. Lepszy mini teren niż stęp w karuzeli. Gdy wróciłyśmy do stajni rekreanci odjeżdżali, więc stajnia opustoszała. Konie chrupały sianko. Obmyłyśmy zmęczone nogi naszym wierzchowcom, ubrałyśmy je w derki [co poniektórzy różowe, inny błękitne] i puściłyśmy je na osobne padoki aż do wieczora.
- A co mam zrobić, szefowo .?
- Poustawiasz nam parkur. – pokazałam jej plac, masę przeszkód.
W tym czasie gdy ona ustawiała nam przeszkody my podopinałyśmy wszystko i zaczęłyśmy stepować, przy okazji dokładnie objeżdżać i odczulać konie na żywe kolory. Żywa Urszula szybko sobie poradziła z układaniem i równie szybko zniknęła w stajni.
Ustaliłyśmy z Kumkusią, że robimy rozgrzewkę, każda jeździ w inną stronę i przez 25 minut wozi się po swojemu. Tak więc zaczęłam wyginać Ants przy zakrętach. Klacz szła trochę sztywno lecz jak to ona, zawsze chętnie i z sercem. Przez pierwsze 5 minut stępa tylko ją wyginałam na łydki, nie zbierałam jej jeszcze. Po tych 5 minutach, co przeliczało się na 5 kółek, powoli zaczęłam nabierać wodzy. Lekko naparła na wędzidło i zadarła nieco łeb, lecz po chwili rozluźniła się i zeszła w dół z głową. W naszą stronę zbliżał się Charlottes pod Kumkusią. Ten pan już dawno zszedł z głową, pełen luzik i zaczął pracować nad zebraniem z tego co zauważyłam. Gdy mijaliśmy się wielce skupiony ogier parsknął i kwikną do Mrówki. Ta odpowiedziała jednym krokiem hiszpańskim [ wyrzuciła lewe kopyto prawie pod pysk], i chciała go podgryźć w zad ale przewidująca jaki dała łydkę i ruszyłyśmy kłusem zebranym. Zła jak osa Ants wypruła do przodu, chcąc okazać swoje niezadowolenie podrzuciła lekko zad.
- Uspokój downa księżniczko .! – i poprosiłam o zebranie.
Zeszła, podstawiła się i wyrównała tempo. Przez 10 minut kłusa zrobiłyśmy w każdym narożniku wolte, serpentyny przez środek i przekątne w roboczym. W końcu zrobiła się przepuszczalna.
Z narożnika zagalopowanie, trochę z „wyskoku” ale Mrówka ma dużo energii i zapału. Pogalopowałyśmy w obie strony. Na dłuższych odcinkach wyciągniętym, na krótszych skracałam ją. Szła genialnie, chętna, nie do pchania czy hamowania, w idealnej równowadze i skupiona tylko na mnie. Mimo że na przeciwległej ścianie galopował ogier.
- Dobra. My jesteśmy już gotowi – krzyknęła Kumkusi i zjechała do środka, zatrzymując tam Szarlotkę.
Dojechałam do niej i stanęłam naprzeciwko.
- Skaczemy najpierw nr 2.
- Bo .?
- Bo to stacjonata 40 cm.
- Dobra. Ale ja potem jadę na 1. ^^.
- Okey .. xP Jade pierwsza .!
I ruszyłam. Najechałam spokojnym kłusem na 2. Skoczyła bdb. W ślad za mną ruszyła Kumkusia i wraz z ogrem pokonała perfekcyjnie przeszkodę, dalej najechali na 1 (okser 50 cm) i to również skoczyli bdb.
Skoczyliśmy to jeszcze raz, i można powiedzieć, że na tym skończyła się rozgrzewka.
- Ja skacze od 1 do 4, Twoje są od 5 do 7 przeszkody .!
I zaczęłyśmy skakać. Podniosłam 1 i 2 do góry o kilka oczek. Kumkusia również podniosła swoje drągi.
Najechałam na mini parkur z 4 przeszkód. Na jedynkę najechałam ponownie kłusem. Skoczyła wzorowo, dalej galopem na 2 która znajdowała się 4 fule dalej. Lekki zakręt i 2 pokonana. Była to stacjonata 60 cm. Kolejno tripplebare 50-60-70 najechane pod kątem. Ants postarała się i wyratowała. Pięknie . Ostatni to rów z wodą o szerokości 50 cm. Nowość na naszych treningach. Poczułam jak Ants zawahała kroku, lekko zwolniła i czekała na moją reakcję. Dałam mocny sygnał, elektryczną łydkę i klacz aż wyrwała mi się spod wodzy. Dojechałyśmy ekspresyjnie, sam skok był dość płaski, jak na rów przystało, i równie dynamiczny odjazd. Poklepałam Mrówkę i pojechałam jeszcze raz ten parkur. Pokonała go jeszcze lepiej niż poprzednio. Zwolniłam i wyjechałam na ściany. Poobserwowałam sobie skoki Szarlotki z Kumkusią. Najeżdżali właśnie energicznie, pełni zapału i zaciętości, na oksera 120 cm. Jego muskularny zad napiął się gwałtownie i wyrzucił ogiera ponad przeszkodę. Wylądowali, Izabel machnął mocno ogonem i z „wyskoku” odgalopował. Kolejna przeszkoda – triplebarre 110-120-130 oddalona o 4 fule. Kumkusia najpierw trochę przytrzymała konia aż w pewnym momencie puściła go a ten aż wspiął się lekko i doskoczyła do tripla. Przechrunął parę centymetrów nad ostatnim drągiem, poprawił zadem i już byli daleko.
- Występujemy je w lasku .?
- Okey .
To były ich ostatnie skoki na dziś. Dziewczyna zwolniła spienionego ogiera tuż obok mnie i wyjechałyśmy razem w las.
- Świetnie wam idzie .! Oj kobieto. Złoty koń – pochwaliłam parę.
- Dzięki .! Wam też całkiem całkiem. Jeszcze trochę a WKKW będziecie chodzić razem z nami xD
- Fajnie by było. XP
Pojechałyśmy do ogromnej polany i z powrotem. Konie wyschły, odprężyły się i odpoczęły. Lepszy mini teren niż stęp w karuzeli. Gdy wróciłyśmy do stajni rekreanci odjeżdżali, więc stajnia opustoszała. Konie chrupały sianko. Obmyłyśmy zmęczone nogi naszym wierzchowcom, ubrałyśmy je w derki [co poniektórzy różowe, inny błękitne] i puściłyśmy je na osobne padoki aż do wieczora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz