Rodzaj: skokowy
Konie: og. *Krakatau i og. Colorado
Jeźdźcy: Pama i Damian
Czas: 1 h
Pogoda: 20*C, zachmurzone niebo
Nonareszcie chłodniejszy dzień! Trening więc zorganizowałam o 16. Weszłamdo stajni i od razu skierowałam się do boksu Krakatau. Jak zarządziłamleżał już tam cały potrzebny sprzęt.
- Cześć śliczny – przywitałamogiera wchodząc do boksu. Stał spokojnie, a gdy zaczęłam go czyścićustawił uszy na mnie w zaciekawieniu. Był lekko zakurzony, zapewnewytarzał się gdzieś, a że ziemia była sucha po ostatnich upałach nasierści pozostał tylko piach, więc udało mi się go szybciutkowyczyścić. W kopytach nic nie było, wyglądały wręcz jak zaraz poczyszczeniu, ale i tak zawsze trzeba sprawdzić. Ogier dał się osiodłaćbez żadnych problemów. Nie kręcił się, nie wyrywał głowy.
- Gotowa? – usłyszałam pytanie z boksu na przeciwko, gdy zakładałam toczek.
- Tak! A ty?
-Też – odpowiedział Damian otwierając drzwi boksu Colorado. Wzięłam doręki wodze Kraka i wyprowadziłam go ze stajni. Gdy weszliśmy naujeżdżalnie zatrzymałam na środku ogiera, podciągnęłam popręg ipoprawiłam wstępnie strzemiona. Wskoczyłam na konia i uregulowałamostatecznie puśliska, ruszyłam stępem. Damian też rozpoczął rozgrzewkę.Z tego co widziałam rozmiękczał ogiera na wężykach. Krakatau szedłluźniutko, podstawiając zad. Rozmiękczyłam do w bokach i ruszyłamkłusem. Prowadziłam go po kołach i serpentynach. Ogier szedł bardzodynamicznie, ale nie trzymał tempa.
- Ej, mały! – rzuciłam uwagę istarałam się skupić konia. W końcu po 5 minutach udało mi się, Krakszedł w końcu moim tempem. Zerknęłam na Colorado. Damian nie miał z nimżadnych problemów. Wprowadził go na koło i dał sygnał do galopu. Końruszył bardzo dynamicznie.
Prowadziłam teraz Kraka po dosyć ciasnychósemkach, zmieniając i tempo kłusa i mój dosiad, żeby znaleźć się z nimw pełnej harmonii. Po kilku serpentynach i przejściach dałam sygnał naprostej do zagalopowania. Ogier zrozumiał bezbłędnie jednak zpodekscytowania dał z zadu i lekko wyrzucił mnie z siodła. Udało mi sięutrzymać w siodle i opanować konia. Przeszłam do kłusa na kilka krokówi ponownie zagalopowałam. Tym razem ogier ruszył spokojnie. Dynamicznymgalopem robiłam koła i serpentyny ze zmianą nogi przez kłus. Po jakiś10 minutach galopu (z krótkimi przerwami na kłusa) przeszłam do stępa idałam luźną wodzę i chwilę odpoczynku. Po jakiś 3 minutach pojechał domnie Damian.
- I jak tam? Jak ci się jeździ na Kraku?
- Bardzo dobrze. Ma świetne chody jak ci już kiedyś mówiłam.
- Taa…
-Colorado coraz lepiej pracuje zadem – stwierdziłam – moje słoneczko -powiedziałam czule do ogiera, który doskonale zrozumiał, do kogo tobyło kierowane i parsknął cicho.
- A do mnie ta już… – zaczął Damian ale nie dałam mu skończyć, bo ruszyłam kłusem.
-Zaczynam – rzuciłam przez ramię i dałam Krakowi łydkę do galopu. Naujeżdżalni stało 5 przeszkód klasy C. Dwa oksery, rów i dwie stacjonatyz czego jedna z liverpoolem. Rozpoczęłam okserem. Ogier wyraźnie byłszczęśliwy po oddaniu pierwszego skoku, który wykonał prawidłowo.Dobrze trzymał tempo. Pojechałam na rów. Trochę dodałam łydki, żebywzmocnił tempo. Dojeżdżając do przeszkody wypchnęłam ogiera bardziej doprzodu niż do góry. Ogier tym razem nie popełnił błędu, którego sięobawiałam po ostatnich zawodach na których po prostu wpadł do wody, cobyło dużym zdziwieniem. Po 5 fule była linia stacjonata i okserustawiony na jedną fule. Najazd był w bardzo równym tempie co mniecieszyło. Ogier świetnie odpowiedział na łydkę do wybicia i nadstacjonatą miał trochę zapasu. Zgrałam się z nim i nie mieliśmyproblemu na okserze. Później ostry zakręt i liverpool. Ćwiczeniarozciągające dały efekt bo Krak świetnie wszedł w ten zakręt i oddałbardzo poprawny skok. Dałam mu pogalopować kilka fule i przeszłam dokłusa, a później do stępa.
- No, no coraz lepiej wam idzie. Lepiej już się z nim zgrywasz, a on jest bardzo zrelaksowany.
- Dzięki. A teraz chciałabym zobaczyć jak idzie holsztynowi – ponagliłam Damiana.
Chłopakruszył galopem i pojechał trasą dokładnie tą samą co ja. Na okserzeColorado skoczył świetnie. Utrzymał tempo i na rowie też nie popełniłbłędu. Po skoku wody zbuntował się trochę Damianowi, ale mój narzeczonyszybko sobie z tym poradził i pojechał linię. Koń skoczył poprawnie,ale błąd jeźdźca rzucił mi się w oczy. Damian odstawiał łydki podczaslotu i miał lekko niestabilną nogę. Zakręt bez problemu i bez nerwów,ale na prostej przed przeszkodą koń się potknął się i pogubił nastacjonacie, którą jedynie cudem nie zrzucił.
- Będę musiała z tobą popracować. Podczas lotu łydki odrywają ci się od boków.
- Czy ja jestem holsztyn? – spytał z irytacją
-Nie ale masz błędy w dosiadzie – skwitowałam wyjeżdżając z ujeżdżalni.Występowałam Kraka w lasku, a później odstawiłam do stajni.
- Nomalutki, jest coraz lepiej. – powiedziałam do ogiera klepiąc go poszyi. Wyszłam z boksu i zaniosłam sprzęt do siodlarni, umyłam wędzidło,wzięłam sprzęt Farimy i ruszyłam na kolejny trening.
BY PAMA.
Konie: og. *Krakatau i og. Colorado
Jeźdźcy: Pama i Damian
Czas: 1 h
Pogoda: 20*C, zachmurzone niebo
Nonareszcie chłodniejszy dzień! Trening więc zorganizowałam o 16. Weszłamdo stajni i od razu skierowałam się do boksu Krakatau. Jak zarządziłamleżał już tam cały potrzebny sprzęt.
- Cześć śliczny – przywitałamogiera wchodząc do boksu. Stał spokojnie, a gdy zaczęłam go czyścićustawił uszy na mnie w zaciekawieniu. Był lekko zakurzony, zapewnewytarzał się gdzieś, a że ziemia była sucha po ostatnich upałach nasierści pozostał tylko piach, więc udało mi się go szybciutkowyczyścić. W kopytach nic nie było, wyglądały wręcz jak zaraz poczyszczeniu, ale i tak zawsze trzeba sprawdzić. Ogier dał się osiodłaćbez żadnych problemów. Nie kręcił się, nie wyrywał głowy.
- Gotowa? – usłyszałam pytanie z boksu na przeciwko, gdy zakładałam toczek.
- Tak! A ty?
-Też – odpowiedział Damian otwierając drzwi boksu Colorado. Wzięłam doręki wodze Kraka i wyprowadziłam go ze stajni. Gdy weszliśmy naujeżdżalnie zatrzymałam na środku ogiera, podciągnęłam popręg ipoprawiłam wstępnie strzemiona. Wskoczyłam na konia i uregulowałamostatecznie puśliska, ruszyłam stępem. Damian też rozpoczął rozgrzewkę.Z tego co widziałam rozmiękczał ogiera na wężykach. Krakatau szedłluźniutko, podstawiając zad. Rozmiękczyłam do w bokach i ruszyłamkłusem. Prowadziłam go po kołach i serpentynach. Ogier szedł bardzodynamicznie, ale nie trzymał tempa.
- Ej, mały! – rzuciłam uwagę istarałam się skupić konia. W końcu po 5 minutach udało mi się, Krakszedł w końcu moim tempem. Zerknęłam na Colorado. Damian nie miał z nimżadnych problemów. Wprowadził go na koło i dał sygnał do galopu. Końruszył bardzo dynamicznie.
Prowadziłam teraz Kraka po dosyć ciasnychósemkach, zmieniając i tempo kłusa i mój dosiad, żeby znaleźć się z nimw pełnej harmonii. Po kilku serpentynach i przejściach dałam sygnał naprostej do zagalopowania. Ogier zrozumiał bezbłędnie jednak zpodekscytowania dał z zadu i lekko wyrzucił mnie z siodła. Udało mi sięutrzymać w siodle i opanować konia. Przeszłam do kłusa na kilka krokówi ponownie zagalopowałam. Tym razem ogier ruszył spokojnie. Dynamicznymgalopem robiłam koła i serpentyny ze zmianą nogi przez kłus. Po jakiś10 minutach galopu (z krótkimi przerwami na kłusa) przeszłam do stępa idałam luźną wodzę i chwilę odpoczynku. Po jakiś 3 minutach pojechał domnie Damian.
- I jak tam? Jak ci się jeździ na Kraku?
- Bardzo dobrze. Ma świetne chody jak ci już kiedyś mówiłam.
- Taa…
-Colorado coraz lepiej pracuje zadem – stwierdziłam – moje słoneczko -powiedziałam czule do ogiera, który doskonale zrozumiał, do kogo tobyło kierowane i parsknął cicho.
- A do mnie ta już… – zaczął Damian ale nie dałam mu skończyć, bo ruszyłam kłusem.
-Zaczynam – rzuciłam przez ramię i dałam Krakowi łydkę do galopu. Naujeżdżalni stało 5 przeszkód klasy C. Dwa oksery, rów i dwie stacjonatyz czego jedna z liverpoolem. Rozpoczęłam okserem. Ogier wyraźnie byłszczęśliwy po oddaniu pierwszego skoku, który wykonał prawidłowo.Dobrze trzymał tempo. Pojechałam na rów. Trochę dodałam łydki, żebywzmocnił tempo. Dojeżdżając do przeszkody wypchnęłam ogiera bardziej doprzodu niż do góry. Ogier tym razem nie popełnił błędu, którego sięobawiałam po ostatnich zawodach na których po prostu wpadł do wody, cobyło dużym zdziwieniem. Po 5 fule była linia stacjonata i okserustawiony na jedną fule. Najazd był w bardzo równym tempie co mniecieszyło. Ogier świetnie odpowiedział na łydkę do wybicia i nadstacjonatą miał trochę zapasu. Zgrałam się z nim i nie mieliśmyproblemu na okserze. Później ostry zakręt i liverpool. Ćwiczeniarozciągające dały efekt bo Krak świetnie wszedł w ten zakręt i oddałbardzo poprawny skok. Dałam mu pogalopować kilka fule i przeszłam dokłusa, a później do stępa.
- No, no coraz lepiej wam idzie. Lepiej już się z nim zgrywasz, a on jest bardzo zrelaksowany.
- Dzięki. A teraz chciałabym zobaczyć jak idzie holsztynowi – ponagliłam Damiana.
Chłopakruszył galopem i pojechał trasą dokładnie tą samą co ja. Na okserzeColorado skoczył świetnie. Utrzymał tempo i na rowie też nie popełniłbłędu. Po skoku wody zbuntował się trochę Damianowi, ale mój narzeczonyszybko sobie z tym poradził i pojechał linię. Koń skoczył poprawnie,ale błąd jeźdźca rzucił mi się w oczy. Damian odstawiał łydki podczaslotu i miał lekko niestabilną nogę. Zakręt bez problemu i bez nerwów,ale na prostej przed przeszkodą koń się potknął się i pogubił nastacjonacie, którą jedynie cudem nie zrzucił.
- Będę musiała z tobą popracować. Podczas lotu łydki odrywają ci się od boków.
- Czy ja jestem holsztyn? – spytał z irytacją
-Nie ale masz błędy w dosiadzie – skwitowałam wyjeżdżając z ujeżdżalni.Występowałam Kraka w lasku, a później odstawiłam do stajni.
- Nomalutki, jest coraz lepiej. – powiedziałam do ogiera klepiąc go poszyi. Wyszłam z boksu i zaniosłam sprzęt do siodlarni, umyłam wędzidło,wzięłam sprzęt Farimy i ruszyłam na kolejny trening.
BY PAMA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz